Zaglądając na inne blogi z zazdrością podziwiałam prześliczne, puszyste maskotki i nadszedł ten dzień - jakiś impuls i decyzja - muszę spróbować! Jeszcze raz. Niech będzie króliczek. I oto efekt - moje najbardziej przytulaśne stworzonko:
Tym razem nie miałam żadnego problemu z odnajdywaniem oczek, a szydełko samo "rwało" się do pracy - gładko i lekko:).
Tu królik wyleguje się na świeżo uplecionym brzozowym wianku - Wielkanoc tuż, tuż...
Nóżki przyszyłam tak, żeby króliczek mógł nie tylko siedzieć, ale i swobodnie kicać gdzie chce...Zszywanie poszczególnych części to sama przyjemność. Nitka chowa się w puchu:)
Mam nadzieję, że brzozowe gałązki w tle zazielenią się do Świąt...